— Co pan chcesz — odparła, wstając z miejsca.
Przyniosła kupioną przed chwilą książkę i rozłożyła ją na biórku oplecionem zielonym bluszczem. Z największą troskliwością przygotowywała wszystko, co mogło ułatwić mu robotę: zdjęła z kałamarza srebrną pokrywkę, włożyła nową stalówkę w piękną szyldkretową obsadkę a czyniąc to, rozmyślnie przysuwała się coraz bliżej do Ireneusza, który odurzony dotknięciem jej sukni i wonią heliotropu, usiadł przy biurku i drżącą ręką wypisał na pierwszej stronnicy następujący urywek z swego „Sigisbeusza“:
Lat dawno zbiegłych widziadło,
Zjawiło się, z różą białą,
Uwiędłą, z listków opadłą,
I cichym głosem szeptało:
„Ach! co się z sercem twem stało?
Gdzie owych nadziei kwiaty,
Co jak róże kwitły tobie?“
Cudnąż woń miały przed laty,
Nadzieja i róża — obie —
Gdy w kwiatu stały ozdobie!
Gdy młody poeta skończył pisać, pani Moraines wzięła książkę do ręki i stanąwszy przy oknie, przyciszonym głosem odczytała, dla siebie niby, ten wierszyk. Nie pewiedzia-