niesioną głowę, połysk jej złotych włosów i biało-różową cerę jej twarzy. Widzenie ta stokroć wyraźniejsze niż nieuchwytne, mgliste, halucynacya wyobraźni podniecała tak silnie zmysły młodego poety, iż powinien był zrozumieć, że kobieta, która podobny urok wywiera, musi być w gruncie namiętną, wyrachowaną kokietką. Ale Ireneusz nie umiał zdać sobie sprawy i pożądając szalenie jej uścisków, łudził się, że kocha ją jedynie idealną, platoniczną miłością. Ludzie prawi, szlachetni, nader często tak fałszywie tłumaczą sobie swe uczucia i zwykle padają ofiarą swej omyłki. Niezdolni należycie oceniać swych wrażeń, tem mniej są zdolnymi do należytego ocenienia wykrętów chytrej kokietki, która potrafiła owładnąć ich sercem...
O ile Ireneusz łudził się co do natury swych uczuć względem Zuzanny, o tyle trzeźwo zapatrywał się na swój stosunek z Rozalią. Przerzucając swe papiery, napotykał co chwila prawie wierszyki, które był układał dla niej wtedy, kiedy ją kochał — jakże odległemi wydawały mu się dziś te czasy! Jeden z tych wierszyków nosił tytuł „Do mojego kwiatka“, inny kończył się słowami:
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/234
Ta strona została przepisana.