Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/238

Ta strona została przepisana.

mi, których dzieła przejmują nas uwielbieniem...
Gdyby lokaj, który wprowadzał Ireneusza do jej salonu, znajdował się w jadalnym pokoju podczas tej rozmowy, Zuzanna byłaby zmuszoną powiedzieć prawdę. Na ten raz uniknęła szczęśliwie niebezpieczeństwa, ale któż mógł zaręczyć, że jutro lub pojutrze okoliczności nie złożą się inaczej? Względy te nakazywały obmyśleć sposób widywania Ireneusza gdzieindziej, nie w domu męża. Ale czem usprawiedliwić to postanowienie wobec niego? Po długim namyśle uznała, że jedynym sposobem jest zaproponowanie mu odbycia wspólnej przechadzki, naznaczywszy miejsce spotkania w kościele Notre Dame lub w innej świątyni dość oddalonej od arystokratycznych dzielnic, aby uniknąć wszelkiego niebezpieczeństwa. Liczyła na to, że treść którejkolwiek poezyi Ireneusza, dostarczy jej pozoru do podsunięcia niby od niechcenia tej propozycyi.
Młody poeta, przybywszy o oznaczonej godzinie, wszedł z bijącem sercem do znanego mu już saloniku.
Zuzanna miała na sobie strojny, spacerowy kostyum, który nie mniej od sukni balowej podnosił jej urodę, uwydatniając klasyczny spadek ramion i wysmukłość jej kibici. Po wypowiedzeniu kilku stereotypo-