zbieg okoliczności sprawił, że spotkałam tam tego młodego poetę hrabiny Komof... Żebyś wiedział jak on rozmawia przyjemnie o sztuce!... Tak — odpowiadała sama sobie — raz jeden to ujdzie, lecz byłoby nieostrożnem częściej tę sztuczkę powtarzać.
Ale zapominając o twardej rzeczywistości, zaczęła myśleć o blizkiem ujrzeniu Ireneusza, a myśl ta wzruszyła ją głębiej, niżby sobie tego życzyła. Dotąd pozowała przed nim na madonnę, teraz nastąpiła już chwila, w której należało zejść z tego piedestału, na jakim umieściło ją uwielbienie młodzieńca. Wiedziona instynktem kobiecym, obmyśliła plan nader śmiały: doprowadzić poetę do oświadczyn, odpłacić mu wzajemnością, unikać go następnie, jakby pod wpływem dręczących wyrzutów sumienia, zastrzegłszy sobie jednak w myśli możność powrotu, wtedy, gdy to sama uzna za stosowne. Plan ten powinien był tak wstrząsająco oddziałać na Ireneusza, aby ten — niezdolny do chłodnego zastanawiania się — rozgrzeszył ją ze wszystkich popełnionych przez nią szaleństw.
Zamiar ten śmiały, subtelny, nie był jednak tak łatwym do wykonania, jakby się napozór zdawało. Niech najmniejsze podejrzenie powstanie w głowie poety a wszystko będzie straconem!... Serce jej zabiło żywiej, gdy pomyślała o tem. Niejedna już kobieta
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/244
Ta strona została przepisana.