zmyślone cierpienie, było tylko jednym z epizodów tej komedyi miłości, w którym on — przynajmniej w dobrej wierze odegrywał swą rolę.
Zuzanna rozmyślnie pochyliła się naprzód tak, aby pierś jej, dotykając ramienia młodego człowieka, potęgowała namiętną jego żądzę, któraby go do reszty odurzyła. Wybieg ten udał się w zupełności. Ireneusz nie był w stanie wymówić słowa, tak owładnęła nim roskosz, że czuje tuż przy sobie ukochaną kobietę, tak upajał go silny a delikatny zapach heliotropu. Czasami zaledwie podnosił na nią nieśmiałe spojrzenie, a wtedy widział twarzyczkę dumną i figlarną zarazem, policzki rozkosznie zaróżowione i pąsowe usteczka, uśmiechające się złośliwie. Ale ilekroć oczy ich się spotkały, uśmiech złośliwy stawał się przyjaznym i serdecznym, co dodawało śmiałości młodemu poecie, a co Zuzanna łatwo mogła dostrzedz, gdyż wtedy czule przyciskał jej rękę. Z nieporównaną przezornością skierowała swe kroki ku jednym z najmniej uczęszczanych salonów, aby być pewną powodzenia swej komedyi.
Przeszedłszy wązki korytarzyk, weszła z Ireneuszem do salonu, w którym znajdowały się obrazy mistrzów francuzkich. O tej porze dnia w salonie tym, znajdującym się w Paryżu, było mniej łudzi niż na jakiejkolwiek wystawie na prowincyi; można więc tu
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/255
Ta strona została przepisana.