na zakrywając mu usta drobną swą rączką i usuwając się w róg kanapy.
Teraz znów patrzyła na niego wzrokiem, w którym malowało się miłosne wzruszenie a zarazem zdziwienie i przestrach.
Tak, ja płaczę! Słowa pańskie poruszyły w mem sercu strunę, o istnieniu której nie wiedziałam dotąd... Ach! boję się teraz pana, boję się siebie samej, radabym ztąd uciec jaknajprędzej... Nie, nie mamy prawa widywać się nadal. Nie jestem wolną, niepowinnabym była słuchać tego, coś mi pan przed chwilą powiedział...
Milczała chwilę, potem, wyciągnąwszy do niego rękę, dodała:
— Zresztą czemuż bym kłamać miała? Może i w mojem sercu odzywa się toż samo uczucie. A jednak, przysięgam panu, że do tej chwili sama nie zdawałam sobie sprawy ze stanu serca. Nie wiedziałam, że ta sympatya, której ulegając przyszłam tu, ażeby pana zobaczyć... O Boże mój! teraz dopiero zrozumiałam całą prawdę! Biedne serce! Jak że niespodzianie miłość cię nawiedziła!
Oczy jej znów zaszły łzami. Ireneusz tak był wzruszony tem, co sam wypowiedział i co od niej usłyszał, że nieprzytomny prawie, bełkotał drżącym głosem:
— O! powiedz mi pani tylko, że mi przebaczasz!
— Tak, przebaczam panu — odparła poważnie,
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/262
Ta strona została przepisana.