z całej siły ściskając rękę jego muszę przebaczyć, bo czuję, że i ja także kocham pana.
— Po chwili, jakby budząc się ze snu przykrego, dodała: — Musimy się pożegnać, zabraniam panu starać się mnie widzieć kiedykolwiek. To powinna być ostatnia nasza rozmowa.
Wstała z kanapy. Gniewnie zmarszczyła czoło, w spojrzeniu jej malowało się oburzenie, jakiem ją przejmowała zniewaga, wyrządzona jej godności niewieściej. Zapomniawszy widocznie o zmęczeniu i o zwichniętej nodze, wyszła tak szybko z salonu, że młody człowiek, który stał jak skamieniały z przerażenia, nie śmiał uczynić kroku, aby ją zatrzymać. Dopiero w parę minut po wyjściu Zuzanny, podążył w ślad za nią, przebiegł kilka salonów, zbiegł ze schodów, ale nigdzie znaleźć jej nie mógł. Tymczasem zaś Zuzanna wyszła szybko na ulicę i wsiadłszy do dorożki, kazała się wieźć na ulicę Murillo. Gdy zasunęła się w głąb powozu, puściła wodze myślom, spojrzenie jej wyrażało po części złośliwą radość, po części niekłamane rozrzewnienie. Złośliwe to zadowolenie sprawiała jej myśl, że Ireneusz, zrozpaczony jej postanowieniem, będzie rozmyślał nad sposobami przebłagania jej i nie zwróci na to uwagi, że wrzekoma jego madonna sama ułatwiła mu wyznanie. Ale jednocześnie rozrzewniało ją wspomnienie miłosnych słów
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/263
Ta strona została przepisana.