Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/279

Ta strona została przepisana.



I.
Okrutna prawość.

Ireneusz Vincy, nie mogąc nigdzie znaleźć Zuzanny, stanął w przedsionku Muzeum. Tyle sprzecznych myśli wirowało mu po głowie, że nie był zdolnym zdać sobie sprawy z tego, co się z nim stało, ani z tego, gdzie się teraz znajdował. Zuzanna nie omyliła się w swych rachubach: cios, jaki zadała młodemu człowiekowi, uczynił go niezdolnym do rozumowania i zastanawiania się. Gdyby otwarcie wyznała mu swą miłość, Ireneusz, rozumując na trzeźwo, byłby prawdopodobnie spostrzegł, jaką sprzeczność stanowiło to nagłe wyznanie z anielskim charakterem, który Zuzanna przybrać usiłowała. Pomyślałby niechybnie, że nie musi być ona aniołem, skoro tak łatwo pozbywa się swych skrzydeł. Tymczasem teraz mógł się przekonać, że anioł, rozpotarłszy swe białe skrzydła, odleciał w krainę obowiązku.