Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/293

Ta strona została przepisana.

gał się w omnibusie do kucharki wracającej z targu z pełnym koszykiem, mawiała:
— Niektórzy ludzie lubią tłuste kieszenie...
Opisując gwałtowną sprzeczkę, której była świadkiem dowodziła, że jeden z nich wymyślał jak Darnajat — zagadkowe porównanie, którego znaczenia nigdy wyjaśnić nie chciała.
Dziś jednak zbyt jaskrawa zachodziła różnica pomiędzy romantycznym nastrojem, do jakiego młodego poetę doprowadziła rozmowa z Zuzanną a pospolitością tej sfery, z którą od dzieciństwa zżyć się był przecież powinien. Nie pomyślał on o tem, że na każdym szczeblu drabiny społecznej spotkać można śmieszne słabostki charakteru, że w zakulisowem życiu sfer wielkoświatowych, kryje się tyle podłego współzawodnictwa, tyle niecnych układów z sumieniem, iż wobec tych zabiegów, mających na celu li tylko błyszczenie pozorami, pospolite życie sfer mieszczańskich wydać się może ideałem nieskazitelnej cnotliwości. Patrzył na Rozalię, której podobieństwo do matki sprawiało mu nader przykre wrażenie. A przecież młoda dziewczyna nie była brzydką: matowa bladość twarzy nadawała jej jakiś wdzięk idealny; szczere, głębokie uczucie malowało się w jej spojrzeniu, ilekroć odry-