Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/325

Ta strona została przepisana.

na usta Zuzanny — niewolnica jest zajętą w kuchni... Jesteśmy zupełnie sami... jesteś u mnie, najdroższa!... Spójrz na ten pokój, który do mnie wyłącznie należy... na to pustkowie, w którem tyle chwil smutku przeżyłem! Ach! gdyby przedmioty martwe, były obdarzone mową, każdy z tych sprzętów mógłby ci powiedzieć jak srodze cierpiałem podczas tych kilku dni!... Biedne moje książki — mówił wskazując na nizką oszkloną szafę — leżały zapomniane... Nie spojrzałem ani razu na te ryciny, które tak zachwycały mnie dawniej... Nie dotknąłem pióra, którem pisałem do ciebie... Siedziałem, jak głaz, na tym fotelu liczyłem dnie i godziny... Wielki Boże! Ilekroć cierpiałem przez ten tydzień!... Ale wszystko już minęło, skoro ty jesteś ze mną, skoro mogę znów spojrzeć w twe oczy!... Najcięższe zmartwienie podzielone z tobą wydaje mi się szczęściem najwyższem!...
Zuzanna słuchała z przymkniętemi oczyma, oczarowana melodyą tych słów namiętnych a jednak nie zapominała na chwilę o umiejętnem przeprowadzeniu swych planów. Czyż świadomość niebezpieczeństwa przeszkadza biegłemu fechmistrzowi pamiętać na placu boju o zasadach swej umiejętności? Zuzanna zadrżała z radości, gdy młody poeta upewniał ją, że nie po-