Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/326

Ta strona została przepisana.

trzebuje się obawiać żadnego natrętnego świadka; z zadowoleniem rozglądała się po młym pokoiku, widząc w staranności umeblowania nowy dowód trafności swych przy puszczeń, co do przeszłości Ireneusza. Wszystko świadczyło tu o zamiłowaniu młodego poety do pracy i samotności, o czystem szlachetnem życiu artysty, żyjącego w podniosłej atmosferze marzeń i zachwytów. Nadewszystko jednak podobał jej się młody poeta, namiętne jego spojrzenia i pieszczotliwy dźwięk głosu, to też zawahała się w wyborze drogi, któraby jaknajprędzej doprowadziła ja do upragnionego celu a przecież nie odebrała jej idealnego uroku.
— Czy myślisz — odparła z westchnieniem, uznawszy, że najskuteczniejszym środkiem będzie ubolewanie nad swą niedolą — czy myślisz, że ja także nie cierpiałam?... Dlaczegóż miałabym zapierać się tego?... Bóg mi świadkiem, że nie chciałam czytać twych listów!... Pierwszy z nich nosiłam przez cały dzień w kieszeni nie mając dosyć odwagi, aby go zniszczyć, nie czytając. Wiedziałam, że prośby twoje zmiękczą moje postanowienie a poprzysięgłam sobie nie słuchać cię więcej... Tak gorąco modliłam się do mego Anioła Stróża, aby mi udzielił siły zapomnienia o tobie!... Ach! jakże ciężko walczyłam w własnem sercem!...