trudno mu też było domyśleć się, że najgorętszem pragnieniem pani Offarel było połączenie Rozalii z Ireneuszem, podejrzewał nawet swego młodego przyjaciela o bezwiedne podsycanie tych nadziei, tembardziej że serduszko Rozalii oddawna już uległo powabom talentu poety i ujmującej jego powierzchowności. Dla niewinnej dziewczyny zarówno jak i dla wszystkich członków tego szczupłego grona, wieczór u pani Komof zdawał się być tajemniczą wyprawą do jakiejś odległej a fantastycznej krainy. Wyprawa ta wzbudzała w jednych szalone nadzieje, w innych znów urojone obawy.
Emilia, rojąca zawsze o świetnej przyszłości dla brata, wyobrażała go sobie, jak stojąc oparty o gzems kominka, odczytuje swe prace wobec wykwintnego towarzystwa a potem pozyskuje serce i rękę pięknej i bogatej księżniczki.
Ostatnie te wyrazy wymawiała tonem, świadczącym o zupełnej nieznajomości różnic społecznych.
Rozalia zaś cierpiała tak srodze, jak tylko prawdziwie kochająca kobieta cierpieć jest zdolną. Jakaś nieokreślona obawa ściskała jej serce, gdy widziała, jaka radość maluje się w oczach Ireneusza, jakiem zadowoleniem przejmowała go myśl wejścia w dom, do którego ona towarzyszyć mu nie mogła.
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/33
Ta strona została przepisana.