Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/331

Ta strona została przepisana.

Jakże gorącym pocałunkiem Ireneusz podziękował jej za te słowa, w których kochanek mógł widzieć dowód zazdrości a artysta hołd oddany przyszłym jego utworom.
— Czy u ciebie nawet bywać mi nie wolno? — zapytał nieśmiało.
— Ach; u mnie mnie] niż gdzieindziej — odparła. — Spaliłabym się ze wstydu, gdybym cię zobaczyła w obecności mego męża... Wszak rozumiesz mnie, nieprawdaż? — rzekła pieszczotliwie, przesuwając rękę po głowie młodego poety, który znów klęczał u jej stóp. Po chwili, oparłszy głowę na ramieniu Ireneusza:
— Ach! zlituj sie nademną! — mówiła z westchnieniem — nie wymagaj, abym się jaśniej tłómaczyła... Pragnęłabym się stać twoją przyjaciółką, aby oddalić od ciebie wszelkie zmartwienia, i dodawać ci odwagi w ciężkiej walce życiowej... przyjaciółką, która kocha i jest kochaną tajemnie, zdala od świata i ludzi, szydzących z najświętszych uczuć serca... Dopuściłam się strasznego błędu — mówiła, ukrywając twarz w dłoniach — niechże on przynajmniej nie doprowadzi mnie do tysiącznych kłamstw i podłości. które mi dotąd tak były wstrętnemi!... Ach! oszczędź mi tego, Ireneuszu, jeżeli