Klaudyusz spostrzegł jedynie sympatyę Rozalii do swego przyjaciela, nie domyślał się jednak, jak blizki stosunek łączył tych dwoje ludzi. Ale w ów, tak pamiętny dla Rozalii, wiosenny wieczór, gdy Ireneusz wyznał jej swe uczucia, był on jeszcze człowiekiem nieznanym, miała go dla siebie wyłącznie... wiedziała, że jej towarzystwo mu wystarcza... że zdala od niej wszystko go nuży i męczy. Teraz zaś, powodowana bezwiedną prawie obawą, rozumiała całą doniosłość grożącego jej niebezpieczeństwa. Rzuciwszy okiem na skromną swą sukienkę, na niezgrabne buciki, zbyt szerokie na drobną jej nóżkę, na gładkie choć śnieżnej białości mankiety, czuła się dziwnie upokorzoną, porównywając w myśli skromny swój ubiór z wykwintnemi strojami tych pań, z któremi Ireneusz miał poznać się w salonie hrabiny. Nie dziw więc, że ręce jej drżały nerwowo, że bolesny niepokój przejmował biedne jej serduszko a łzy cisnęły się do oczów, patrzących błagalnie niemal na Klaudyusza, którego pan Fresneau nie przestawał częstować papierosami i wódką.
— Proszę, niech pan spróbuje... znakomity jabłecznik, który dostałem z Normandyi od jednego z dawnych mych uczniów... A więc nie! stanowczo?... Jednak lubiłeś go pan niegdyś... Pamiętasz pan te czasy, kiedyśmy
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/34
Ta strona została przepisana.