i zdziwiony zarazem, idąc cichemi ulicami przedmieścia Saint-Germain, w piękny wiosenny ranek tak świeży i świetlany jak uczucie przepełniające mu serce, rozerwał kopertę i czytał co następuje:
Z Wenecyi piszę do ciebie, mój drogi; z tej ukochanej przez ciebie Wenecyi, na tle której odtworzyłeś okrutną Celię i szlachetną, czulą Beatryczę. Że zaś piękna Wenecya była i jest zawsze ojczyzną nieprawdopodobieństwa, siedzibą ondyn, które na tem wschodniem wybrzeżu zowią się syrenami, udało mi się w niej znaleźć — jak ongi Byronowi — śliczne umeblowane mieszkanko, w tak pięknym pałacyku, o jakim tylko wyobraźnia ludzka zamarzyć zdoła. Historyczny mój „palazzino“ pełen rzeźb i haftów, zdobny na zewnątrz marmurowemi medalionami, pochyla się nieco ku ziemi tak jak ja w dnie rozpaczy. Podczas gdy piszę te słowa, pod oknami memi szemrzą wody kanału Grande, naokoło otacza mnie głęboka, niczem niezamącona cisza tego miasta — perły Adryatyku, jakby je nazwał poeta. Ach! mój drogi, dlaczegóż przyjechałem tutaj z chorem, bolejącem sercem, którego jęki i bicie słyszę stokroć wyraźniej w tej błogiej