Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/365

Ta strona została przepisana.

dzę wyraźnie bujną grzywę tego konia, spadającą mu na czoło, widzę siedzącą obok mnie Kolettę z oczyma podkrążonemi, sinemi obwódkami po nocy uciech miłosnych... Tak, zejdźmy z tej fatalnej drogi i przejdźmy do zdania sprawy z wypadków mej podróży. Winien ci to jestem, bo pozostawiłem dotąd bez odpowiedzi serdeczne listy twoje. Otóż kiedy pożegnawszy się z tobą, wyjechałem do Włoch, chciałem się przekonać, czy potrafię żyć bez niej Ha! trudna rada! są rzeczy przewyższające siły człowieka! Nie mogę zapomnieć o niej. Próżno walczyłem, próżno usiłowałem serce zmusić do milczenia. Od chwili wyjazdu nie było dnia, abym dziesięć, dwadzieścia, sto razy może nie poprzysiągł sobie, że nie będę myślał o niej. Przez kwadrans, przez pół godziny czasami, udaje mi się wytrwać w tem postanowieniu, ale potem znów obraz jej staje przed memi oczyma: widzę jej oczy, usta i ruchy jej tylko właściwe i piękną główkę, którą z takim wdziękiem, z taką uległością opierała na mem ramieniu, podczas, gdy trzymałem ją w objęciach — a wtedy doznaję takiego uczucia, jakgdyby w sercu mem tkwiło ostrze sztyletu. Tchu mi brak w piersiach, wstaję, opieram się o ścianę i czekam aż pierzchnie urocze widzenie. Czy uwierzysz, że musiałem wyjechać z Florencyi, dlatego,