kimż rajem wydają mi się te czasy w porównaniu z piekłem, jakiem jest dla mnie życie zdala od niej! A zresztą w ostatnich jeszcze nawet czasach mieliśmy chwilę bozkiego szczęścia, w ślicznem jej mieszkanku na ulicy Rivoli. Wszystko wrzało życiem wokół nas a ja patrzałem w jej oczy, całowałem jej usta, lubowałem się temi namiętnemi a smutnemi zarazem pieszczotami, w których nikt jej dorównać nie zdoła... Patrzaj, ręka mi drży na samo chwil tych wspomnienie... Jeżeli kiedykolwiek byłem ci istotnie przyjacielem — jakeś to nieraz utrzymywał — nie odmawiaj mi tej przysługi, pójdź do niej, przeczytaj ten list, przemów do jej serca i wyjednaj mi przebaczenie. Niech mi pozwoli powrócić do siebie i niech zapomni wszystkich swych uraz.
Żegnam cię, mój drogi, odpowiedzi twej czekam z niecierpliwością a wiesz jak srodze dręczyć się umiem.
P. S. Proszę cię, wstąp do redakcyi „Przeglądu Paryzkiego“ i weź na mój rachunek pięć egzemplarzy mojej nowelki, którą obiecałem kilku tutejszym znajomym.