Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/375

Ta strona została przepisana.

nych, nie zwrócili uwagi na młodego poetę, który dosłyszał, jak jeden z nich, wysoki i chudy, mówił do otyłego swego kolegi:
— Największem nieszczęściem naszego kraju jest to, że ogół zbyt mało zajmuje się polityką...
— Jaka szkoda, że Klaudyusza tu niema! — pomyślał Ireneusz, wyobrażając sobie jak uradowanym byłby jego przyjaciel: jakby, słysząc to zdanie, klaskał w ręce, wołając: „To znakomicie powiedziane!“
Każdy zresztą sprzęt w tym pokoju, przywodził mu na myśl nieobecnego przyjaciela. Ileż razy siadywali w tem foyer, tak pustem teraz! Ileż razy schodzili razem ze schodów wiodących za kulisy, przechadzali się pomiędzy dekoracyami, albo rozmawiali z aktorkami, które czekały chwili wyjścia na scenę!... Nie zastawszy Koletty, Ireneusz poszedł na wyższe piętro i wszedł w nieskończenie długi korytarz, na który wychodziły pokoje aktorek. Znalazł wreszcie drzwi, na których przybitą była tabliczka z nazwiskiem panny Rigaud; zapukał... ale widocznie osoby będące w pokoju, musiały być zajęte