Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/376

Ta strona została przepisana.

rozmową, bo nikt mu nie otworzył. Zapukał po raz drugi trochę silniej i usłyszał po chwili: „Proszę wejść!“ powiedziane ostrym głosem, który miał przecież ten sam dźwięk, jak głos mówiący łagodnie i pieszczotliwie:
— Gdyby róże umiały odwzajemnić uczucie...
Gdy drzwi otworzyły się nareszcie, Ireneusz wszedł do małego przedpokoiku, oddzielonego od równie małej garderóbki ciężką portyerą z czarnego atłasu, przerabianego złotem. Uchyliwszy portyerę, wszedł do pokoju, w którym prócz aktorki, było obecnie pięciu mężczyzn.
Dwaj z nich we frakach i w białych krawatach, wyglądali na ludzi z wielkiego świata, trzej pozostali — nieporządni i brudno u brani — byli zapewne przyjaciółmi Koletty. Panowie we frakach, z których jednym był Salvaney — siedzieli na szezlongu, obitym staroświecką różową materyą a kupionym niegdyś przez Klaudyusza, on to bowiem własnym kosztem urządzał w chińskim stylu garderobę kochanki. Przez cały tydzień biegał po Paryżu, szukając stosownych obrazów, które teraz oprawne w bambusowe ramy, wisiały na ścianach obciągniętych atłasem. Pomiędzy obrazami, z których jeden