Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/378

Ta strona została przepisana.

łeś... Wiesz pan, że mam jutro występować w pańskiej sztuce?... Niechże pan siada, jeżeli jest jeszcze jakie krzesło niezajęte — i nie dawszy Ireneuszowi czasu odpowiedzieć, zwróciła się do groźnie spoglądającego pana de Salvaney: — No, niechże i tak będzie. Wstąp po mnie jutro o dwunastej. Uprzedzę Alinę i wszystko troje pojedziemy na śniadanie przed tą wizytą...
Powiedziawszy te słowa, spojrzała znowu na Ireneusza. Ściągnęła kąty ust, piękna jej twarz przybrała nagle srogi, okrutny wyraz.
Rozmyślnie nie taiła przed Ireneuszem poufałego swego stosunku z Salvaney’em, aby rzucić wyzwanie Kaudyuszowi, któremu — jak przypuszczała — przyjaciel nieomieszka powtórzyć tych słów.
Chciała zemścić się na tym człowieku, o którym napróżno zapomnieć usiłowała, chciała, aby on, oddalony, dowiedział się, że korzystając z jego nieobecności, bawi się tem właśnie, co mu najwięcej przykrości sprawić może. Zamieniła jeszcze słów kilka z innymi gośćmi, polecając pamięci jednego z nich, jakiegoś nędzarza, któremu pomoc przyrzekła, nalegając na drugiego o zamieszczenie w dziennikach pochlebnej wzmianki o jej tualecie a zwracając się do Salvaney’a