Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/380

Ta strona została przepisana.

ubielonej twarzy jak dwa rozżarzone węgle.
— Jakąż to krzywdę wyrządziłam temu panu? Czy tę może, że nie chciałam jak pies spełniać ślepo wszystkich jego zachcianek, że nie zerwałam ze starymi przyjaciółmi i nie zgodziłam się żyć jak niewolnica!... Czy to ja byłam jego żoną? Czy on mnie utrzymywał? Czy ja kiedykolwiek żądałam, aby mi zdawał sprawę ze swych postępków? A choćbym nawet zawiniła względem niego, czy to powód, aby mnie oczerniać publicznie i wyciągać na jaw tysiące skandalów, urojonych w dodatku!... Raz jeszcze powtarzam, że tak postępuje tylko łotr ostatniego rzędu! Powtórz mu to pan odemnie i napisz jeszcze, że napluję mu w twarz, jeżeli go spotkam kiedykolwiek... Ach! ten pan śmiał mnie nazwać damą z półświatka!!.. Dobrze, przekona się wkrótce, do czego jest zdolną ta dama!... Zobaczy, czy zemścić się potrafi!.. Nie potrzebuję cię teraz, Melanio — mówiła dalej, zwracając się do służącej, która ostrożnie uchyliła zasłonę — zawołam cię za kwadrans.
— Klaudyusz nie sądziłby pani tak surowo, gdyby cię prawdziwie nie kochał — odparł Ireneusz. On oszaleje z rozpaczy...