— Zasługuje na mój szacunek! — pochwyciła Koletta, wybuchając głośnym śmiechem. — Czy myślisz, że jestem głucha i ślepa? I za cóż to mam ją szanować?... Czy za to może, że ma męża, który służy jako wygodny parawanik i razem z nią przejada pieniądze starego?... Czy też za to, że każe sobie płacić dziesięć razy drożej, niż uliczna dziewczyna, która nie ma nawet kawałka suchego chleba na obiad? Ach! więc ty nie przestałeś jeszcze wierzyć w cnotę naszych elegantek!... A zresztą, jeżeli obraziłeś się o to, że nazwałam panią Moraines twoją kochanką i utrzymanką barona, możesz żądać zadosyćuczynienia od Klaudyusza... Przynajmniej raz w życiu ten hultaj będzie w opałach... Ach! widzę, że zaczynasz już podzielać moje zdanie o nim... Posłuchaj mojej rady, kochanku, nie ufaj mu tak ślepo... Zasługuje na mój szacunek!... Ha! ha! to mi się podoba... No, dosyć już na dzisiaj tej rozmowy. Dowidzenia, muszę zacząć się ubierać... Melanio! Melanio! zawołała otwierając drzwi, poczem raz jeszcze zwróciwszy się do Ireneusza, dodała ironicznie:
— A nie zapomnij kłaniać się odemnie Kłaudyuszowi i powiedz mu, że z Kolettą tak samo jak z miłością, igrać nie wolno!
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/383
Ta strona została przepisana.