Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/389

Ta strona została przepisana.

przypomniał sobie inne zdanie, wyrzeczone przez jego niewinną madonnę:
— Nie upoważnia to jeszcze od szukania odwetu, bałamucąc inne kobiety... Raz kiedy siedział przy mnie przy obiedzie, musiałam zwrócić mu uwagę na niewłaściwość jego postępowania...
— Oto źródło jego niechęci! — pomyślał młody poeta, nie posiadając się z oburzenia — chciał ją bałamucić a dostawszy odprawę, mści się w tak niegodziwy sposób. Wstrętny człowiek!
Zajęty takiemi myślami, Ireneusz doszedł do placu Opery i machinalnie skręcił na prawo, nie spostrzegając, że dąży wprost w przeciwną stronę. Ale gniew i nienawiść, były tak obcemi niewinnemu sercu poety, że po chwili ustąpiły miejsca uczuciu miłości dla tej kobiety, tak godnej czci i uwielbienia a tak nikczemnie zpotwarzonej przez wiarołomnego Klaudyusza i przez zazdrosną Kolettę! Co ona robi teraz? Siedzi prawdopodobnie w loży i uległa woli męża, patrzy obojętnie na scenę, marząc rozkosznie o swojem uczuciu i tęskniąc za pocałunkami kochanka. W tej chwili ogarnęła Ireneusza instynktowna, nieprzezwyciężona chęć zobaczenia jej jaknajprędzej. Wskoczył do przejeżdżającej dorożki i bez namysłu kazał jechać do