zazdrości, z tem większem też oburzeniem złorzeczył oszczercom tej idealnej istoty.
— I ta kobieta miała być kochanką Desforges’a? I po co? Dla pieniędzy?... Głupstwo wierutne!... Jest przecież córką ministra a żoną dobrze uposażonego urzędnika! Jakiem prawem ten Klaudyusz śmiał!...
Wszystkie te przypuszczenia, chaotycznie cisnące mu się do głowy, musiały ustąpić miejsca namysłowi nad wyborem drogi działania, gdy młody poeta doszedł do teatru Gymnase. Nie chciał, aby go Zuzanna spostrzegła, stał więc kilka minut na schodach, namyślając się co uczynić. Antrakt widocznie rozpocząć się musiał, bo widzowie tłumnie wychodzili z sali. Okoliczność ta nasunęła Ireneuszowi myśl użycia niewinnego podstępu, aby zobaczyć kochankę, nie będąc przez nią widzianym; postanowił wziąć bilet dający prawo wejścia i korzystając z antraktu, obejść całą salę korytarzykiem, ciągnącym się pod lożami a dostrzegłszy wreszcie Zuzannę, stanął w takiem miejscu, z któregoby mógł bezpiecznie napawać się widokiem jej anielskiej twarzy. We drzwiach spotkał się Ireneusz oko w oko z jednym z młodych ludzi spotkanych u pani Komof, z markizem de Hére, który biegł prędko, bawiąc się laseczką i nucąc półgłosem aryę z modnej podówczas operetki. Ale piękny
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/392
Ta strona została przepisana.