paniczyk w obcisłym tużurku, w dziurce którego tkwił bukiecik konwalij i paproci, nie poznał poety, podobnie jak przed chwilą nie poznał go Salvaney. Tymczasem Ireneusz doszedł już do wąskiego korytarza. Nie potrzebował długo rozglądać się po sali: natychmiast spostrzegł panią Moraines, prawie naprzeciw siebie, w trzeciej loży od sceny.
Siedziała sama na przodzie loży, za nią zaś dojrzał dwóch mężczyzn, z których jeden, stojący za krzesłem, młody, przystojny, z długiemi wąsami i nieco ogorzałą cerą — musiał prawdopodobnie być jej mężem, drugi zaś siedział...
Jakiemż dziwnem zrządzeniem losu — bo inaczej Ireneusz rozumieć tego nie chciał — człowiek ten znajdował się dziś właśnie w jej loży? Tak, to nie ulegało żadnej wątpliwości... to Desforges siedział w głębi loży pani Moraines.
Ireneusz nie mógł się łudzić... poznał odrazu ostre rysy twarzy barona, jego piwne oczy, jasne wąsy i wysokie czoło, okolone siwemi już prawie włosami. Ale dlaczegóż, patrząc na poufałą rozmowę tego starca z Zuzanną — która bokiem ku niemu zwrócona, zasłaniała się wachlarzem od męża lornetującego przeciwległe loże — Ireneusz doznał tak przykrego wrażenia, że mimowoli
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/393
Ta strona została przepisana.