— Trudno pojąć doprawdy, aby kobieta mająca twarz tak łagodną, była zdolną dopuścić się kłamstwa!
Ach! i ona miała twarz łagodną a skłamała przecież? I jakąż miał rękojmię, że i dawniejsze jej postępowanie nie było kłamstwem? Od chwili poznania pana Moraines, młody poeta tworzył tysiące bolesnych przypuszczeń. Zjednany uprzejmem obejściem się Pawła, nie mogąc uwierzyć, aby ten był — zgodnie z twierdzeniem Zuzanny — człowiekiem despotycznym i nieznośnym w pożyciu, zadawał sobie pytanie:
— Dlaczego Zuzanna i w tym względzie starała się mnie oszukać?
Poszedł do pani Komof bez ściśle określonego celu; łudzić się nadzieją, że dowie się czegoś o niej z opowiadania ludzi, należących do wielkiego świata. Ci przecież znać ją powinni! Ale niestety! krótka rozmowa z panem Moraines wtrąciła go znowu w otchłań zwątpienia i rozpaczy. Zrozumiał wreszcie tę okrutną prawdę, że Zuzanna, wystawiając charakter męża w ujemnem świetle, chciała wybawić się od konieczności przyjmowania go u siebie. Dlaczego?... miała widocznie jakąś tajemnicę, której jemu powierzyć nie chciała. Jaką tajemnicę?... Koletta zawczasu już odpowiedziała na to pytanie... Dręczony
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/414
Ta strona została przepisana.