bolesnemi przypuszczeniami, Ireneusz powziął zamiar łatwy do wykonania, mogący dowodnie przekonać go o istotnym stanie rzeczy: korzystania z zaproszenia pana Moraines, postanowił prosić Zuzannę, o pozwolenie złożenia jej wizyty. Jeżeli przystanie, to dowód, że nic przed nim nie ukrywa, ale jeżeli odmówi?... Młody poeta, w umyśle którego snuły się wciąż te pytania i wątpliwości, nie spuszczał oka z pięknej twarzyczki, opartej na jego ramieniu. Ach! ileż uroczych marzeń wzbudzał w nim niegdyś widok tej twarzy! Jakże głęboko wierzył w szczerość spojrzenia tych łagodnych, niebieskich oczów! Z jakimż zachwytem słuchał niegdyś każdego słowa wychodzącego z tych klasycznie wykrojonych usteczek!...
Nie, to niepodobna, aby Koletta miała słuszność!... Ale jak sobie wytłomaczyć te trzykrotne jej kłamstwa? Tak, Zuzanna skłamała trzy razy. Niema kłamstw niewinnych.
Zaufanie — tak samo jak miłość — chce mieć wszystko, lub nic. Zaufanie musi być bezwzględnem, inaczej nie może być szczerem. Ci, którzy doznali zawodu, najlepiej o tem wiedzą.
— Biedny, nieszczęśliwy chłopcze! — szepnęła Zuzanna z głębokiem westchnieniem.
Wiedziała dobrze, że współczucie skłania
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/415
Ta strona została przepisana.