z nią lub z przyjacielem. Zawczasu już pewną była jego odpowiedzi.
Ale Ireneusz pomimo tylokrotnych zapewnień mniej widocznie był panem samego siebie, bo zbladł śmiertelnie ze wzruszenia, gdy w tydzień niespełna po ostatniej rozmowie z Zuzanną, wracając z biblioteki do domu, spotkał w progu Emilię, która powitała go wiadomością o powrocie Klaudyuszą.
— I ośmielił się przyjść tutaj? — wykrzykną!
— Upoważniłam go do tego — odparła Emilia i z widocznem zakłopotaniem dodała: zapytywał, kiedy cię może zastać w domu.
— Trzeba mu było powiedzieć, że nigdy — przerwał młody człowiek.
— Ireneuszu — odpowiedziała Emilia — czyż mogłam odezwać się w ten sposób do człowieka, który ci dał tyle dowodów prawdziwego przywiązania?... Z resztą powiem ci wszystko —dodała po chwili milczenia — spytałam się go wręcz, co zaszło między wami. Pytanie to dziwiło go bardzo... Wierzaj mi, braciszku, Klaudyusz niczem względem ciebie nie zawinił. To musi być jakieś nieporozumienie... Prosiłam go, żeby przyszedł jutro rano a z pewnością zastanie cię w domu.
— Nie wtrącaj się do mnie! — gwałtownie zawołał Ireneusz — czy prosiłem cię o rozciąganie opieki nademną?
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/424
Ta strona została przepisana.