ić tego ruchu lub wymówić tego słowa! Wzięła w rękę wachlarz i koronkową chusteczkę, leżącą na poręczy loży, podniosła się a przykładając rękę do czoła:
— Za gorąco mi tu taj — rzekła, zwracając się do młodego poety, który wstał także. — Może pan przejdzie zemną do gabineciku, porozmawiamy tam spokojniej.
Gdy oboje usiedli na małej kanapce, Zuzanna zapytała głośno:
— Jak dawno nie byłeś pan już u naszej wspólnej znajomej, hrabiny Komof? — a ciszej dodała. — Co ci jest, najdroższy? Co się stało?
— Stało się to — odparł Ireneusz, zniżając głos — że wiem o wszystkiem i że przyszedłem ci powiedzieć, że jesteś podłą oszustką... O! nie zadawaj sobie trudu zaprzczania mi... Powiadam ci wiem już o wszystkiem, wiem o której godzinie chodziłaś na ulicę Mont-Thabor, o której wróciłaś do domu i z kim tam czas spędziłaś... Po raz ostatni odzywam się do ciebie, rozumierz?... jesteś podła!... nikczemna!
Zuzanna wachlowała się, słuchając tego strasznego oskarżenia. Wrażenie osłupienia, którego doznała na razie, nie przeszkadzało jej jednak zdawać sobie jasno sprawy, że należałoby natychmiast położyć koniec tej scenie z kochankiem, który widocznie nie był panem samego siebie.
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/453
Ta strona została przepisana.