Istotnie, młoda dziewczyna cierpiała strasznie nad tem, że Ireneusz odjechał, nie pożegnawszy jej ani słowem, ani spojrzeniem nawt. Kurcz nerwowy ściskał ją w gardle, oczy zachodziły łzami. Siłą woli stłumiła jednak łkanie wstrząsające jej piersią i odpowiedziała spokojnie, że gorąco od pieca nabawiło ją silnego bólu głowy. Pani Offarel rzuciła na Emilię spojrzenie, pełne tak gorzkich wyrzutów, że pani Fresneau mimowoli spuściła oczy. Szczerze lubiła Rozalię, współczuła jej cierpieniu, ale okazywała się zawsze przeciwną temu małżeństwu, które tak mało odpowiadało świetnym marzeniom, jakie roiła o przyszłości brata. Jednak gdy panie Offarel podniosły się i włożywszy kapelusze, zaczęły żegnać gospodarzy domu, pani Emilia uściskała Rozalię serdeczniej niż to zwykle czyniła. Cierpienie, którego sprawcą był Ireneusz, wzbudzało w niej litość, lecz w litości tej ukrywało się zadowolenie miłości własnej, bo boleść Rozalii świadczyła o obojętności młodego człowieka. To też, gdy drzwi zamknęły się za gośćmi, pani Emilia z wyrazem niczem niezamąconego szczęścia w oczach, przykazywała Franciszce:
— Pamiętaj zachowywać się jak można najciszej jutro rano...
— Dobrze, proszę pani — odparła służąca.
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/46
Ta strona została przepisana.