W tej chwili zapałał straszny m gniewem, oburzając się na kobietę, która stała się przyczyną przejmującego go niepokoju. Przechodząc koło kawiarni, odepchnął szorstko dwie kobiety które zaczepiły go bezwstydną propozycją.
— Do dyabła! — pomyślał — wszystkie podobne do siebie!...
Poszedł kilka kroków — a spostrzegłszy że cygaro zgasło:
— I cygara nie więcej warte od kobiet! dodał w duchu.
Nagle zawstydził się swego oburzenia i wzruszywszy ramionami, zawołał pół głosem:
— Byłeś głupcem, mój drogi Fryderyku i jesteś nim dotąd...
Wyjął drugie cygaro, obejrzał starannie i wstąpił do dystrybucyi, aby je zapalić. Tym razem cygaro bardzo mu smakowało:
— Omyliłem się — oświadczył, wypuszczając kłęby wonnego dymu cygara nie zawodzą!...
Przyjemne to wrażenie zmieniło bieg jego myśli. Rozejrzał się wokoło. Dochodził właśnie do rogu bulwaru. Ruch uliczny był tak wielkim jak w dzień biały. Powozy i dorożki pędziły szybko. Latarnie gazowe
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/461
Ta strona została przepisana.