Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/464

Ta strona została przepisana.

brutalnego wyrażenia przyniosło mu pewną ulgę.
— Ciekawym, coby jednak Cruce na to powiedział? — pomyślał znowu.
Zręczny zbieracz starożytności, sprzedał mu raz podrabiany obraz za szalenie wysoką cenę a od tej pory Desforges żywił do niego urazę, połączoną z szacunkiem, jaki zwykle sprytni i chytrzy ludzie okazują tym, którzy potrafili ich wyzyskać. Widział już w myśli, jak w małym saloniku klubu, stary lis opowiadać będzie kilku znanym z zazdrości przyjaciołom przygodę Ireneusza i Zuzanny.
Myśl ta była mu jednak tak przykrą, że nie miał odwagi wejść na schody i minąwszy klub; poszedł dalej w kierunku Pól Elizejskich.
— Ba! ani Cruce, ani inni nie dowiedzą się o tem — pocieszał się w duchu. To jeszcze szczęście, że nie wybrała sobie kochanka, z pośród tych fircyków, którzy teraz kręcą się po salonach — obrócił się i spojrzał na oświetlone okna klubu wychodzące na ulicę Zgody — wybrała poetę, który nie należy do naszego towarzystwa, którego nigdzie nie spotykam i którego sama nigdzie nie wprowadziła ani nie przedstawiła nikomu. Trzeba jej oddać sprawiedliwość, że starała