sięgała, że nigdy nie zawiniła kłamstwem a przecie prawdziwe, nieudane, głębokie uczucie dyktowało jej te słowa, w których cienia nawet prawdy nie było.
Pociągnęła za dzwonek i raz jeszcze zapominając o wszelkich względach ostrożności, kazała lokajowi odnieść natychmiast na ulicę Coëtlogen ten list, którego każde słowo, mogło ją zgubić. Przez cały czas, który miał jeszcze upłynąć do chwili naznaczonej przez nią schadzki, pozostawała w stanie ciągłego nerwowego rozdrażnienia, do którego nie przypuszczała, aby jej organizm był zdolnym. Ta kobieta, która posiadała taką moc panowania nad sobą, która wszczęła stosunek z poetą z machiawelizmem umożliwiającym jej od lat tylu zachowanie swego towarzyskiego stanowiska, teraz nie była nawet zdolną do zastanowienia się, w jaki sposób należało jej zachować się wobec kochanka. Proszona tego dnia na obiad, ubrała się bezmyślnie, machinalnie prawie i — co jej się nigdy dotąd nie zdarzyło — ani razu nie spojrzała w lustro.
Podczas obiadu nie przemówiła ani słowa do swego sąsiada, pana Crucé.
Pod pozorem zawrotu głowy, który jej od dnia wczorajszego dokuczał, kazała przyjechać po siebie o dziesiątej. W powozie nie
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/482
Ta strona została przepisana.