Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/484

Ta strona została przepisana.

otworzono. Usiadła w tym przyciemnionym pokoju, w którym sprzęt każdy przypominał jej chwile szczęścia tak niedawno minione a przecież odlegle! Czcigodna pani Raulet urządziła ten salonik z czysto mieszczańskim smakiem: na kanapie i fotelach, krytych niebieskim aksamitem, porozpinała białe szydełkowe kwadraty, okurzała starannie półkę z książkami, przyniesionemu przez Ireneusza a posuwając porządek do pedantyzmu niemal, pamiętała o tem nawet, aby codziennie o jednej porze nakręcić zegar z pozłacanego bronzu, stojący na kominku. Zuzanna przysłuchiwała się regularnym uderzeniom wahadła, przerywającym głuchą ciszę. Sekundy, minuty, kwadranse wreszcie upływały, ale Ireneusz nie przychodził. Nie, nie przyjdzie już!... Ta kobieta, przyzwyczajona od dzieciństwa rządzić się li tylko przelotnym kaprysem, oddała się teraz niekłamanej rozpaczy. Zaczęła płakać jak dziecko a łzy toczące się po jej twarzy, płynęły z serca tym razem. Przyszło jej na myśl, aby znowu napisać do niego. Znalazła papier w tece, którą jej kochanek zostawił na stole, otworzyła kałamarz, wzięła pióro do ręki, ale po chwili rozpaczliwie zerwała się z miejsca i załamując ręce, jęknęła:
— To się na nic nie zda!