Fresneau, zajęty w tej chwili rozbieraniem kury — umiejętność tę zawdzięczał spełnianym w młołości obowiązkom dozorcy nad kuchnią w pensyonacie utrzymywanym przez ojca, zdumiał się, prędko jednak oprzytomniał i obawiając się czy żona nie dostrzegła wrażenia, jakiego doznał, usiłował upozorować czemkolwiek wyraz zdziwienia malujący się na dobrodusznej jego twarzy.
— To mi nóż kraje jak podeszew mojej babki! — zawołał z głośnym uśmiechem.
Żart ten pozostał bez odpowiedzi. Do końca obiadu panowało w pokoju grobowe milczenie groźnie dla Emilii a zagadkowe dla pana Fresneau. Jeden tylko Ireneusz nie zwrócił na nie uwagi, siedział ponury, zasępiony, nic do ust nie biorąc.
Zaledwie Franciszka sprzątnęła obrus i postawiła na stole pudełko z tytoniem i karafeczkę likieru, poeta wyszedł do swego pokoju, rozkazawszy przedtem służącej, aby mu natychmiast przyniosła lampę.
— Dlaczego on jest w złym humorze? — spytał nauczyciel.
— W złym humorze? — powtórzyła Emilia.
— Może obmyślił przy stole jaką scenę do swego dramatu i chce zanotować ją jak.
najprędzej... Ale to tak niezdrowo siadać do pracy zaraz po obiedzie... Muszę mu to powiedzieć...
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/487
Ta strona została przepisana.