Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/488

Ta strona została przepisana.

I uszczęśliwiona ze znalezienia tego pretekstu, pobiegła do pokoju brata. Ireneusz siedział przy biurku i nie czekając nawet na lampę, po ciemku prawie pisał odpowiedź na list Zuzanny. Spodziewał się widocznie przyjścia siostry, bo zaledwie stanęła w progu, zawołał z niezwykłą sobie opryskliwością:
— Ach! jesteś przecie!... Była tu dziś jedna pani, której nie raczyłaś wpuścić, twierdząc, że wyjechałem zagranicę!...
— Ireneuszu — odparła Emilia błagalnie składając ręce — nie gniewaj się na mnie, sądziłam, że robię dobrze... Przyznaję, że widząc twoją rozpacz, obawiałam się wrażenia, jakie wywrzeć mogła ta kobieta.
I znajdując w uczuciu swem siłę do całkowitego wypowiedzenia swych myśli, dodała:
— Ta kobieta jest twoim złym duchem...
— Widzę z tego — przerwał poeta, trzęsąc się z oburzenia — że uważasz mnie zawsze za piętnastoletniego smarkacza... Chciałbym się raz dowiedzieć, czy jestem tu u siebie czy nie? Jeżeli nie — powiedz mi to, a przeniosę się gdzieindziej.. Zbrzydła mi już twa opieka, rozumiesz?.. Zajmij się twoim synem, twoim mężem a mnie pozwól robić, co mi się podoba...
Pani Emilia stała przed nim blada, nie-