Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/496

Ta strona została przepisana.

bywaj mi zdrów! kochaj mnie i lituj się nademną!
— Nie — rzekł do siebie poeta, wracając do domu — ja nie ugrzęznę w tem bagnisku.
Po raz pierwszy może, odkąd ze smutkiem patrzał na żałosną miłość Klaudyusza, zrozumiał prawdziwie, jak straszną chorobą dotknięty był jego przyjaciel. W samym sobie odkrył teraz potworne uczucie, które tak upodlało kochanka Koletty: mieszaninę bezwzględnej pogardy i namiętnego pożądania kobiety, ostatecznie osądzonej i skazanej. Tak, po tem wszystkiem, co wiedział, pragnął jeszcze namiętnie posiadać Zuzannę, pragnął całować te piersi i usta, których Desforges dotykał ustami, pragnął nasycić się tą urodą, którą rozpusta starca skalała, nie zdoławszy jednak przyćmić jej blasku. Dręczyło go teraz wspomnienie jej pięknego i białego ciała, za niem tylko tęsknił. Oto, do czego doszła wzniosła jego miłość, jego cześć dla tej, którą wprzódy swoją madonną nazywał. Tak, Klaudyusz miał słuszność, twierdząc, że dość raz uledz tej wstrętnej żądzy, aby jej ulegać na zawsze! Ale takiego obrzydzenia doznał, patrząc na moralny upadek przyjaciela, iż zdobył się na energię powiedzenia sobie: