Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/498

Ta strona została przepisana.

dzy fizycznej. Gdy dwunasta wybiła, zawołał z radosnym prawie uśmiechem:
— Zuzanna wróciła już do siebie... Jestem ocalony!
Nie był nim jednak, czego najlepszym dowodem było, że nie mógł zdobyć się na to, aby w zupełności usłuchał rad Klaudyusza. Ani tego poniedziałku, ani z dni następnych nie mógł się śmiało i stanowczo zdecyować na to, by wyjechać z miasta i uciec od tej, od której chciał się uwolnić Pod różnemi pozorami odkładał swój wyjazd:
— Tu w tym pokoju, jestem od niej tak daleko, jak gdybym był w Rzymie lub w Wenecyi, bo ani ja do niej, ani ona do mnie nie przyjdzie...
W rzeczywistości zaś czekał, sam nie wiedząc na co, czuł jednak, że uczucie jego zbyt było silnem, by mogło zgasnąć w ten sposób. Zobaczy się jeszcze z Zuzanną. Gdzie i jak? — nie zastanawiał się nad tem, ale zobaczyć się z nią musi. Wstydząc się tej nadziei, ukrywał ją przed samym sobą a jednak tak był pewnym jej urzeczywistnienia, że nie wychodził ze swego mieszkania, oczekując ciągle nowego listu, któryby mu dał sposobność do uczynienia jakiegoś stanowczego kroku.
List jednak nie przychodził, on żadnego