kroku nie czynił, gryzł się tylko i martwił. Chwilami, to nieświadome prawie pragnienie ujrzenia Zuzanny, dochodziło do tego stopnia, że siadał nagle przy biurku i pisał do tej nędznicy listy pełne szalonych wyznań miłosnych. Wylewając swą wściekłość na papier, znieważał ją i ubóstwiał na przemian, przeplatając najstraszniejsze obelgi z najczulszemi zaklęciami. Wtedy przypominając sobie dolę Klaudyusza, rozdzierał papier, który był przez chwilę powiernikiem tłumionej jego boleści, Kładł się spać zrozpaczony, myśląc o śmierci, jako o jedynej uldze, jakiej mógł doznać obecnie; budził się z tem samem usposobieniem. Blask słoneczny tak świetny w obecnej porze roku, wstrętnym mu był teraz; bądź co bądź, pozostawszy poetą, w zdychał do ciemności, które odpowiadały stanowi jego duszy. Gdy zmrok zapadał, mógł przynajmniej płakać, nie będąc widzianym przez nikogo.
Nie dziw więc, że tych chwil Emilia obawiała się najwięcej dla brata. Zgoda nastąpiła między niemi zaraz nazajutrz, po chwilowem nieporozumieniu:
— Gniewasz się na mnie jeszcze? — spytała Emilia, która, kochając prawdziwie, pierwsza uczyniła krok do zgody.
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/499
Ta strona została przepisana.