Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/500

Ta strona została przepisana.

— Nie — odpowiedział — przyznaję, że nie miałem słuszności, ale zaklinam cię, jeżeli nie chcesz, abym znowu obszedł się z tobą szorstko i niesprawiedliwie, nie mów mi nigdy o tem, o czem wczoraj wspominałaś...
— Dobrze — przyrzekła Emilia i obietnicy dotrzymała.
Widziała jednak, że brat z każdym dniem staje się mizerniejszym, że policzki mu zapadają a w oczach błyszczy płomień, który ją niepokoił; dlatego też, gdy zbliżała się niebezpieczna szara godzina, przychodziła do jego pokoju. Męża z synem wyprawiała na spacer, sama zaś pod jakimkolwiek pozorem zostawała w domu. Trzymała za rękę ukochanego brata, którego ta niema pieszczota wzruszała niewypowiedzianie. Wywzajemniał jej się równie milczącem uściśnieniem dłoni. W tedy zapomniał o swem cierpieniu, dopóty przynajmniej, dopóki wspomnienie barona znów nie stanęło mu przed oczyma.
— Odejdź ztąd — prosił wtedy Emilii, która czyniła zadość jego prośbie, sądząc, że zrozpaczony młodzieniec w samotności znajdzie ukojenie.
Po wyjściu siostry, Ireneusz rzucał się na łóżko, na którem niegdyś oddała mu się Zu-