Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/501

Ta strona została przepisana.

zanna a zazdrość szarpała serce do rozpaczy go doprowadzając. Ach! jakież męczarnie przenosił!
Ileż dni spędził w ten sposób? Siedem zaledwie, ale zdawało mu się, że każdy dzień ciągnie się przez całą nieskończoność, tak jak jego boleść. Ósmego dnia, spojrzawszy na Kalendarz, zauważył, że koniec maja się zbliża. Przyzwyczajony do prawdziwie mieszczańskiej akuratności, postanowił nie bez przykrości jednak — pójść na ulicę des Dames, aby wymówić mieszkanie i opłacić za zaległe komorne. Wybrał się po obiedzie, aby tem pewniej uniknąć spotkania z Zuzanną.
— Zresztą i tak już pewnie zapomniała o mnie! — myślał w duchu.
Niepodobna opisać wrażenia, jakiego doznał, gdy na stole w saloniku zobaczył nietylko chusteczkę i rękawiczki zostawione przez Zuzannę, podczas ostatniej jej bytności, ale nadto zapieczętowany bilecik z adresem „Do pana Alberta“. Rozdarł kopertę; ręce mu drżały, że przez pięć minut nie mógł przeczytać kilkunastu słów skreślonych na papierze, na którym pozostały widoczne ślady łez.