Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/51

Ta strona została przepisana.

Jednym z takich wyjątków był Ireneusz. Porównanie chwili obecnej z przeszłością, porównanie mimowolne a wywołane widokiem dawno mu znanych miejscowości, wzbudziło w nim wdzięczność dla przyjaciela, który był sprawcą tego przełomu w jego położeniu.
Bezwiednie prawie, ulegając pierwszemu popędowi serca — a zdolość ta, świadcząca o istnieniu tak rzadkiej w świecie cywilizowanym nierozerwalnej spójni między wewnętrzną a zewnętrzną istotą człowieka, stanowi urok wyłącznie bardzo młodych natur — ujął dłoń milczącego towarzysza i ściskając ją serdecznie, rzekł:
— Jakim ty byłeś dobrym dla mnie, Klaudyuszu!... Tak — dodał z naciskiem, spostrzegłszy wyraz zdziwienia w oczach Klaudyusza — gdybyś był okazał się mniej pobłażliwym dla pierwszych prób moich, nie pokazałbym ci „Sigisbeusza“; gdybyś nie zainteresował tą pracą panny Rigand, rękopism mój leżałby dotąd na półkach biblioteki teatralnej!... Gdybyś nie wspomniał o mnie hrabinie Komof, nie granoby mojej sztuki w jej salonach i nie byłbym u niej dziś wieczór... Ach, Klaudyuszu, jestem bardzo, bardzo szczęśliwcy!... Śmiejesz się ze mnie, jak z nieśmiałego żaka... ale gdybyś ty wiedział, jak gorąco marzyłem w dzieciństwie o poznaniu