dejrzeniach!... Nie chciałeś przyjść, wydałeś wyrok potępienia, nie wysłuchawszy mnie wprzódy!... I jakież miałeś dowody? Ten tylko, że widziałeś mnie wychodzącą z jakiegoś domu! I nie przyszło ci na myśl nic, coby na moją korzyść świadczyło, żadnej wątpliwości nie miałeś!... A gdybym ci powiedziała, że w tym domu mieszka moja chora przyjaciółka, którą poszłam odwiedzić?... Gdybym ci powiedziała, że i obecność tego mężczyzny, którego widok cię tak rozgniewał, była spowodowaną tą samą okolicznością? Gdybym ci przysięgła na wszystko, co mi najdroższe w życiu, na...
— Nie przysięgaj — szorstko zawołał Ireneusz — nie uwierzę ci, nie mogę uwierzyć...
— Nie chce mi wierzyć teraz nawet! O Boże! Co pocznę? — chodziła po pokoju, powtarzając kilkakrotnie: — Co pocznę? Co pocznę teraz?
Przez cały tydzień przecież zastanawiała się wciąż nad tem, że Ireneusz może być na nią do tego stopnia rozgniewanym, iż wierzyć jej nie zechce. Niech jedno tylko podejrzenie zostanie w jego umyśle a ona będzie zgubioną. Znów będzie ją śledził albo też śledzić ją każe. Dowie się niezawodnie, że za każdą bytnością u mniemanej przyjaciółki spotyka barona i wszystko na nowo
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/517
Ta strona została przepisana.