— Nie mów mi o nim — jęknęła — nie wspominaj go! Czy sądzisz, ze zawahałabym się choć ne chwilę, gdybym mogła z nim zerwać, wyrzucić go za drzwi? Czy nie rozumiesz, że jestem w jego mocy? O Boże mój! Boże! czy godzi się tak okrutnie dręczyć kobietę? — dodała ponuro, klęcząc wciąż z głową pochyloną ku ziem — nie, nie mogę...
— Przystań zatem na to, co ci ofiarowałem — przerwał Ireneusz — jeszcze czas. Uciekajmy razem!
— Nie — odparła jeszcze posępniej — nie, tego uczynić nie mogę... Widzisz, mogłabym przecie przyrzec ci a potem niedotrzymać słowa! Ale nie chcę już skłamać...
Podniosła się z ziemi. Po przebytym ataku nerwowym nastąpiła reakcya, to też zmęczonem głosem dodała:
— Nie mogę... nie, nie mogę!...
— Czegóż więc chciałaś odemnie? — zapytał Ireneusz, trzęsąc się z gniewu. Dlaczegóż włóczyłaś się przed chwilą u nóg moich? Chciałabyś ze mnie zrobić lokaja, któryby zaspakajał twe żądze zmysłowe? Młokosa, w którego objęciach mogłabyś zapomnieć o pieszczotach zgrzybiałego starca? Ach! — i uniesiony gniewem, łącząc brutalny gest z podobnemi słowy, szedł do niej z podniesioną
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/524
Ta strona została przepisana.