ręką, z tak strasznym wyrazem twarzy, że Zuzanna sądziła, iż chce ją zabić.
Blada ze strachu, cofała się, wyciągając ręce ku niemu.
— Wybacz mi, wybacz! — wołała nieprzytomna prawie. — Nie czyń mi krzywdy!
Schowała się za stołem, na którem między innemi drobiazgami, znajdowała się fotografia barona, w aksamitnych ramkach.
Ireneusz odwrócił się od Zuzanny, wałcząc z potworną pokusą uderzenia tej bezbronnej kobiety. Spostrzegłszy fotografię, parsknął szalonym śmiechem, schwycił portret a trzymając kochankę za włosy, tarł nim jej twarz z całej siły, nie zważając na to, że może ją skaleczyć. Śmiejąc się wciąż jak szalony, powtarzał:
— Oto twój kochanek! masz go!...
Rzucił wreszcie fotografię na ziemię i podeptał ją nogami. Po chwili, sam się zawstydził tego szalonego wybryku. Po raz ostatni spojrzał na Zuzannę, która stała w kącie pokoju przerażona, roztargana, z błędnemi oczyma i wyszedł, nie powiedziawszy ani słowa.
Ona też nie miała siły przemówić.
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/525
Ta strona została przepisana.