— Nie, jęknęła nieprzytomna ze strachu aktorka — to być nie może... On nie umrze... Czytałeś, twierdzą, że jest lepiej... O nie mów, że on umrze! Byłabym niepocieszoną... Czyż ja mogłam coś podobnego przewidzieć? Czułam taki żal do ciebie... obszedłeś się ze mną tak nielitościwie... gotowa byłam odważyć się na wszystko byle tylko się zemścić... Ale idź zaraz, biegnij do niego... Masz kapelusz, laskę, rękawiczki. — Biedny Ireneusz! poślę mu trochę kwiatów; on je tak lubił... Więc przypuszczasz, że to z powodu tej kobiety?
Mówiąc te słowa, w których brak związku zdradzał prawdziwe wzruszenie dobrego, bądź co bądź serca i dziecinienie się aktorki, ubrała śpiesznie kochanka i odprowadziła go do drzwi.
— Gdzie się spotkamy? — zapytał.
— Chociażby tutaj, o szóstej — odparła potem pojedziemy na obiad do lasku... Mój Boże! — dodała — gdyby nie to, że muszę być w magazynie i u szwaczki, pojechałabym z tobą... Ale muszę być w obu miejscach...
— Nie straciłaś więc ochoty pojechania do lasku? — spytał Klaudyusz.
— Nie bądź złośliwym — odparła, całując go — pogoda taka piękna i taką mam ochotę
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/530
Ta strona została przepisana.