Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/541

Ta strona została przepisana.

— Tej kobiety nie obawiam się bardzo dla Ireneusza. Z tego, co pan mówisz, wnoszę, teraz uczyniwszy zadość chwilowej zachciance. byłaby go rzuciła. Teraz gdy się rozchorował przestanie o nim myśleć. Stokroć wiecej lękam się upadku ducha, który po tem zajściu zauważyłem w moim chłopcu. Mieć dwadzieścia pięć lat zaledwie, otrzymać tak staranne wychowanie, czuć się tak potrzebnym najprzywiązańszej z sióstr; otrzymać od Boga dar, który się zowie talentem a który wsparty silnemi przekonaniami może tylu rzeczy dokonać; posiadać ten dar w chwili, kiedy kraj znajduje się w niebezpieczeństwie i jutro, wśród nowej burzy, zginąć może; wiedzieć, że zbawienie ojczyzny zależy od nas wszystkich, od niego, od pana, odemnie, od tych przechodniów — tu wskazał ręką kilka osób idących ulicą — a czując to wszystko, uledz rozpaczy z powodu niewierności jakiejś zalotnicy... Ale mówił dalej z naciskiem, jak gdyby słowa jego stosowały się zarówno do Klaudyusza jak i do rannego, którego opuścił przed chwilą — czegóż spodziewacie się od zmysłów, które nazywacie miłością i w nie wierzycie? Cóż one wam dać mogą, prócz grzechu i rozpaczy zwykle z niego wynikającej?... Mówisz pan o komplikacyach życia