Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/58

Ta strona została przepisana.

— Ale czy twoje posądzenia byty słuszne? — zapytał Ireneusz.
— Czy były słuszne? — odparł Klaudyusz z odczienem dumy w głosie, tej dumy okrutnej, jakiej doznają zazdrośni, gdy pragną dowiedzieć się istotnej prawdy a przekonają się, iż rzeczywistość potwierdza najgorsze nawet ich domysły. — Chcesz wiedzieć, czego żądał Salvaney? Schadzki. Coletta nie miała serca odmówić jego prośbie. Tak, popełniłem jeszcze jedną podłość, kazałem ją śledzić i wiem, że po skończonej próbie posza do niego, że o ósmej wieczorem była tam jeszcze.
— I nie zerwiesz z nią? — spytał znów Vincy.
— Zerwę — odparł Klaudyusz — zerwę stanowczo, tego możesz być pewien. Tylko przedtem chcę, aby po raz ostatni dowiedziała się z ust moich, co o niej myślę. Ach! łajdaczka!... Zobaczysz, jak się z nią obejdę u pani Komof.
Pod wrażeniem rozpaczy, dźwięczącej w głosie przyjaciela, wesołość Ireneusza rozwiała się bez śladu. Przejęła go głęboka litość nad tym człowiekiem, z którym łączyły go tak słodkie dla serc młodych węzły wdzięczności, lecz zarazem berwstydna dwulicowość aktorki, wstręt w nim wzbudziła. I nagle, na mocy praw kontrastu zapewne,