w przedpokoju, zastawionym kwiatami i ogrzewanym za pomocą niewidzialnych rur kaloryferu. Stosy okryć i futer porozrzucanych na stole i fotelach, świadczyły, że zaproszeni goście zgromadzili się już w salonach, z których gwar rozmowy aż tu słyszeć się dawał.
W przedpokoju zastali młodą kobietę, zdejmującą przy pomocy lokaja futro, z pod którego ukazały się obnażone ramiona i wysmukła postawa, owiana fałdami bogatej pąsowej sukni. Profil jej twarzy był niezwykle regularny, nos orli, usta klasycznie wykrojone. Ireneusz dostrzegł jak skinieniem głowy witała jego przyjaciela i zbladł mimowoli, gdy tych dwoje pięknych jasno niebieskich oczu obrzuciło go w przelocie obojętnem spojrzeniem. Wspaniała gwiazda brylantowa jaśniała w popielato blond jej włosach. Największy jednak urok stanowiła cera twarzy, mimowoli przypominająca krasę róży, — choć zużyta to i spowszedniała przenośnia — swą świeżością i delikatnością rumieńców.
— To pani Moraines, córka Wiktora Bois-Dauffin, byłego ministra z epoki cesarstwa.
Ileż to razy Ireneusz wspominał potem te słowa, stanowiące odpowiedź na niewymówione, lecz wymowne zapytanie! Ileż razy
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/60
Ta strona została przepisana.