płe grono wytwornej publiczności — wszystko składało się na to, aby powiększyć zakłopotanie Ireneusza. Czuł się tak rozdrażnionym, jak w ów pamiętny dzień wystawienia pierwszego jego utworu. Nagle cała sala zagrzmiała oklaskami, jakiemi powitano ukazanie się na scenie panny Coletty Rigaud. Pomimo sztucznych rumieńców, czarnej muszki w kącie ust, upudrowanych do białości włosów i sukni, której pomysł zapożyczonym był widocznie z obrazów Watteau, piękna, aktorka miała w tej chwili ten dziwnie rozrzewniający wyraz, jaki malował się zwykłe w jej ustach i oczach. Oczy to były tęskne i marzące, usta zmysłowe i melancholijne zarazem, podobne do tych, jakie Botticelli daje swym aniołom i madonnom.
Ileż to razy Ireneusz słyszał wyrzekania rozkochanego przyjaciela, że gdy Coletta, popełniwszy bezczelne kłamstwo, zwróci ku niemu błagalne spojrzenie, mimowoli zapomina o gniewie i ubolewa nad jej upadkiem.
Przedstawienie rozpoczęło się wreszcie, Coletta grała z nieopisanym, właściwym sobie wdziękiem a niepokój Ireneusza wzrastał z każdą chwilą, gdy słyszał naokoło siebie wpół głośne choć szeptem czynione uwagi, na które wielcy panowie pozwalają sobie
Strona:PL P Bourget Kłamstwa.djvu/71
Ta strona została przepisana.